@Callahan Miałem praktyki studenckie w latach dziewięćdziesiątych w lubelskich Zakładach Mięsnych (na Turystycznej) i widziałem jak się takie "boczki" robi. Najpierw "madejowe łoże" z setkami igieł pompujących wodną zawiesinę mączki sojowej, potem coś w rodzaju betoniarki z pompą próżniową i kolejną porcją "płynu", którego wchłania się jeszcze więcej przy niskim ciśnieniu. Taki boczek czy inne mięsiwo wyjeżdża dwa razy grubsze i trafia od razu do wędzenia gorącym dymem albo do parzenia, żeby białko sojowe się ścięło, co zapobiega wyciekaniu. O dodatkach innych substancji (ze skrzyń oznaczonych trupią czaszką) nie wspomnę.

Smacznego   :P