Bo aby mieć pewność, że w przypadku przemarszu mrówek, czy powodzi to aby mieć największe szanse na przetrwanie danych, trzeba mieć wprowadzony backup tzw 3-2-1. Co najmniej 3 kopie danych, na 2 rożnych nośnikach, z czego 1 poza miejscem pracy.

Ja mam o tyle wygodnie, bo na co dzień pracuję na macOS, a on od 2007 roku wraz z wprowadzeniem systemu 10.5 ma wbudowany i co najważniejsze skuteczny mechanizm archiwizacji danych (całego systemu). Co 60 minut dane są archiwizowane na dysku sieciowym Time Machine (nas domowy Synology z RAID5), tam najważniejsze dane jak dokumenty, zdjęcia etc mają oprócz samego przechowywania mają robione tzw wersjonowanie (migawki) więc mogę się wrócić do danych gdyby np wpadł mi jakiś ransomware i poszyfrował dane. Do tego z NASa domowego przez VPN mam archiwizowane kluczowe dane na NAS 2 dyskowy z mirrorem stojący w kolokacji jednego z operatorów IT w Polsce. Czyli mam właśnie w/w 3-2-1.

A jak w praktyce to wyglądało. W moich NASach wymieniałem 1 sztukę WD RED 3TB, niedawno w serwerze zmieniałem też WD RED 4TB. Raz wywaliłem sobie system na MacBooku bo stwierdziłem, a co zainstaluję pakiety z ports (w końcu pod maską to BSD) no i nie wstał - i co? i nic, start z CMD+R i zasysam ostatnią migawkę zrobioną parędziesiąt minut wcześniej z NASa. Po ~godzinie miałem znów działający sprzęt.

Serwery którymi się opiekuję, też raz na 24h robią backup POZA serwerownię w której jest, aby nie mieć takiej jazdy jaką zaserwowało OVH na wiosnę swoim klientom, czyli faktyczną migrację danych do chumry. Wiele serwisów w tym np darmowy polski free dns a dokładnie fns2.42.pl nie wstał do dziś.

Podsumuję to takim powiedzeniem: "Ludzie się dzielą na tych co robią backupy i na tych co będą robić backupy". Ja bym dorzucił jeszcze trzecią grupę: "na tych co myślą, że robią backupy". Bo oprócz ich zrobienia trzeba sprawdzić raz na jakiś czas czy jest możliwe ich odtworzenie.