Ostatnio znów mi się poszczęściło i stałem się właścicielem kolejnego kawałka kultowego sprzętu, wręcz ikony.
Przedstawiam IBM Model F. Jeśli ktoś myśli (jak ja dotąd), że model M to najlepsza klawiatura, z najpiękniejszym klikiem, etc., to model F wybije mu to z głowy.
Obie klawiatury są świetne. Ale model F to jednak liga wyżej. Odczucie przy wciskaniu klawiszy jest takie, że siadłem sobie wczoraj oglądając film, a klawiatura obok: klak, klak. Nie mogłem się powstrzymać, jak przy jedzeniu orzeszków czy innych czpisów.
W porównaniu do modelu M, F brzmi: a) głośniej b) bardziej przyjemnie. Tutaj słów mało.
Tak też odczucia pod palcami.
Mój model to najbardziej poszukiwany obecnie na rynku kolekcjonerskim model F AT. Czyli, w przeciwieństwie do prekursora, zwykły (zasadniczo - popatrzcie, gdzie jest escape) układ znany od zarania. Wyższy popyt na te klawiatury uzasadniony jest właśnie tym - model F XT wymaga specjalnych konwerterów, etc, by podłączyć go do nowego peceta. Moja wymaga tylko przejściówki na USB (na rynku dostępne są aftermarketowe, robione obecnie "zastępniki" firmowej elektroniki - od razu pod USB. Ja jednak zostawię w oryginale.
Mój egzemplarz jest ŚWIETNIE zachowany. Był niemożebnie brudny, ale rozebrałem go do ostatniej śrubki, co było, wbrew mojej pierwszej intuicji, cholernie trudne i stresujące. Ale udało się.
Za mój egzemplarz dałem... około 100zł. Z odbiorem osobistym pod Tesco na Kapelance. Niby nie mało (porównując do cen "współczesnych" plasticzanych klawiatur), ale to nic w porównaniu z tym, po ile te klawiatury chodzą na rynku - polecam deskthority.net. Od 250USD za podniszczoną używkę do... 600-700 USD za NIB.
Jestem bardzo zadowolony, co tu dużo pisać. Napiszę może tylko, że dla mnie akurat klawiatura to chyba jeden z fajniejszych kawałków retro - także dlatego, że zachowuje po dziś dzień pełną wartość użytkową.
|